Przejdź do głównej zawartości

Isabella Blow i jej przyszywani synowie

Kilka tygodni temu zapytałam na łamach pewnego portalu społecznościowego, czy wypicie domestosu pomoże na ból głowy. Jedna koleżanka odpowiedziała, że nie za bardzo, powołując się na przypadek Isabelli Blow.

Isabelle Blow w kapeluszu Philipa Treacy
Szminki jak mikrofony, do których mówiła przez duże zęby. Niewyraźny kształt ust, oczy podkrążone ze smutku i bezsenności, uczulenie na bieliznę. Ptasia mama, fundament japońskiej pagody, łodyga kwiatu, ofiara homara, antena na wierzy nadawczej.
Matka opuściła dom rodzinny tuż przed rozwodem, żegnając się z Isabelle wylewnym uściskiem dłoni. W ramach osobistej mitologi, Blow wspomina ukradkowe mierzenie różowego kapelusza matki, twierdząc, że to jedno z jaśniejszych wspomnień okresu dzieciństwa. Miała dwie siostry i brata, który w wieku 2 lat utonął w przydomowym basenie.

 Ojciec Sir Evelyn Delves Broughton zostawił córce £5000, to dosyć skromna suma w kontekście reszty majątku, a wszystko przez złą macochę.
 Nosiła kapelusze i stroje z przekonaniem, że dokonuje czegoś ważnego. Była rodzajem kreacji, modowym medium, które przyspieszało procesy kreatywne nawet u asystentki planu zdjęciowego. Ekstrawagancja – cecha angielskiej arystokracji plus jej osobista brawura, tworzyły mieszankę, która objawiała się niekonwencjonalnym użyciem materiałów plenerów i układów w realizowanych sesji zdjęciowych. Dodam tylko, że w latach osiemdziesiątych nikt oprócz Blow nie komponował modelek na tle śmietnika.


Zafascynowana modą arystokratka o skomplikowanych relacjach rodzinnych, trochę przypominających bajkę o Kopciuszku, który jednak zamiast księcia z bajki spotkał śmierć. Dziecko z rozbitej rodziny plus zła macocha.

Studia historii sztuki w Nowym Jorku, zamążpójście, rozwód, próba odnalezienia się w realiach londyńskich – sprzątaczka na poczcie, sprzedawczyni w ciastkarni, a potem redaktorka działu mody w The Sun.

Blow z mężem Detmarem
Najpierw w jej życiu pojawił się kapelusznik Philip Treacy. Jedno z jego pierwszych zleceń to kapelusz na ślub Blow z Detmarem Hamiltonem Blow w 1989. Isabelle jako dobra patronka udostępniła mu swoje londyńskie mieszkanie, żeby mógł tworzyć. Noszenie jego ekstrawaganckich, często ogromnych kapeluszy, tłumaczyła pragmatycznymi względami – nie chciała być całowana przez przypadkowych ludzi. 

Główne narzędzie promocji, które z powodzeniem stosowała najpierw względem Treacyego i jego kapeluszy, a potem Mcqueena był marketing szeptany. W każdej rozmowie: w sklepie, parku, na przyjęciu, w redakcji, padały te nazwiska. Pewnie wszędzie na świecie działa to podobnie, ale tutejszy system referencyjny to spuścizna i tradycja szczelnie zamkniętych klubików lub angielskiego społeczeństwa kastowego, albo zwykły ludzki pragmatism.

Drugi w kręgu zainteresowań Blow pojawił się Alexander McQueen. Jego dyplomową kolekcję kupiła za słynne £5000 (może te same, które dostała od ojca). Już w 1995 roku święta trójca Blow-Treacy-Mcqueen przygotowała obrazoburczą kolekcję z Chrystusem w roli głównej.

Większość obiektów jest raczej żałosnym skrawkiem glorii sprzed kilkunastu lat. Tylko sztywne gorsety i suknie z aplikacjami jakoś się trzymają, choć wyobrażenie kurzu, który się w nie wgryza i tańczących roztoczy, odrzuca od zakładania tego na siebie.
Kiedy w 2002 McQueen sprzedał swoją markę firmie Gucci, jego współpracownicy dostali kontrakty, a Isabelle suknię gratis. Można sobie łatwo wyobrazić, że to ją dotknęło. A w połączeniu z niezbyt udanym dzieciństwem, trudnym okresem dorastania i wybujałą wrażliwością, nie wpłynęło zbyt dobrze na jej morale, zwłaszcza, że to ona pilotowała transfer McQueena do Gucci.


Moda przemija. To wiadomo. Kostiumy, które osiągnęły dziś pełnoletniość wyglądają smutno. Najgorzej zestarzały się sztuczne materie, to cenna lekcja dla przyszłych projektantów.

Wystawę w Somerset House Isabella Blow Fashion Galor otwiera właśnie ta kolekcja.
Motywy obrazoburcze: diabelskie rogi, korona cierniowa, krucyfiks jako ozdóbka, dużo czarnej koronki. Dziś część kolekcji tchnie zakurzonym mrokiem. Dużo tu post-studenckiej buty w stylu 'ja nikogo się nie boję, choćby niedźwiedź to dostoję'. To odwaga albo głupota i nieświadomość jest bardzo potrzebna w przekraczaniu granic, tym gorsza w skutkach, kiedy twórca zespaja się z tworzywem. Depresja, ból istnienia, smutek i niezrozumienie. Czy można się tym zarazić? Czy można to ugasić, albo bardziej rozpalić? Egzorcysta Andrzej Trojanowski mówi, że złe myśli to zaproszenie dla zła. Wliczając w to depresję.

Rozczarowanie relacjami z bliskim było dla Blow zaproszeniem do pierwszych, jednak niezbyt udanych prób samobójczych: skok z estakady na Hammmersmith, zakończony połamanymi nadgarstkami, zażycie środka uspokajającego dla koni oraz próba przedawkowania na plaży w Indiach – nie próbujcie tego w domu. Zresztą ostatnia, skuteczna już próba z 2007 roku – wypicie środka na chwasty w czasie przyjęcia, na którym obecny był również Philip Treacy, nosiła znamiona desperacji i działania chaotycznego. Blow zmarła dopiero następnego dnia, cierpiąc katusze.
Zdjęcia smutnego Alexandra McQueena z pogrzebu Isabelle Blow w czarnym kaszkiecie z piórkiem kruka, mogą wskazywać na silne poczucie straty. Może już wtedy planował alternatywny koniec swojej trudnej egzystencji.

Dotąd moda miała bawić, cieszyć, zaspokajać i dużo kosztować. Od czasów morcznych kolekcji Mcqueena będzie kojarzyć się z czernią, brązem, czaszką i mrokiem egzystencji. To nie przypadek, że brokat na jego czarnej sukni z 1995 przypomina wymiociny. Rzyganie na modę i jednoczesne bycie jej częścią to brawurowa figura, niezbyt szczęśliwa w ostatecznym rozrachunku. W 2010 roku McQueen popełnił samobójstwo po trzykroć: żyły, szyja i środki nasenne. A wszystko dokonało się w symbolicznej szafie.

Wystawę W Somerset House kończy pokaz McQueena z 2008 roku, zadedykowany Blow. Suknia z piór orła zamiast ślubnej, że ho ho, ale jednak roztocza.

Na koniec autor pojawia się w koszulce z Myszką Miki, a ona jak wiadomo nie miała duszy, co słusznie zauważył kiedyś Charles Bukowski. 

Monika Waraxa 8/01/2014, Londyn

Isabella Blow: Fashion Galore!
Somerset House
20/11/13-2/03/14


Komentarze

Prześlij komentarz

Dzięki za odzew!

Popularne posty z tego bloga

W ruchu wszystko się wyładnia

Hozier–hose–'wąż wodny', ale wrażliwy. Trubadur, śpiewa o wiecznej miłości, ponad grobem. Lisach nadgryzających ciało, ale to nie szkodzi, bo miłość jest wieczna. Prosi, żeby matka nie jęczała mu nad głową. Ta też potrafi być wieczna. A w scenerii raczej intymnej przemawia: Kochanie, jest coś tragicznego o tobie/w tobie, Coś magicznego. Zgadzasz się?  dopytuje. Śpiewanie go wyładnia. Wręcz rysy mu się zmieniają. I zęby jakby prostsze, włosy falują, miękko się układają, tańcząc wokół czoła. A potem jak opowiada o śpiewaniu, to jakby ktoś inny. No ale z drugiej strony bez człowieka nie byłoby grania. Syreni śpiew, choć męski. Gdzie to nas zabierze? Do tajemnicy i krainy wiecznej szczęśliwości. A nie jest to dom pogrzebowy. Siergiej Połunin zatańczył niby swój ostatni taniec do Take Me to Church . Tym smutniej, bo tańczy, że płynie. Na szczęście tańczy dalej. Jak te wrażliwości się zgadzają! Jeden tańczy, drugi śpiewa, obaj w ruchu. No aż miło p

Trójkąt

Sandro Kopp, Tilda Swinton, pastel Nie złapię szklanki ręką zatłuszczoną kremem. Moje ulubione spodnie letnie w panterkę rozrywają się w kroku, co to może znaczyć? Czy trójkąt może być szczęśliwy? Trójkąt miłosny niezbyt, bo nie wszystkie wątki są tu jawne i zwykle ktoś cierpi. W przypadku Tildy Swinton, jej kochanka i partnera, to raczej związek trojga, w którym wszyscy się odnajdują. Richard Avedon powtarzał, że Diane Arbus mu imponuje, zwłaszcza na jej pogrzebie. Popełniła samobójstwo, ale nie wiadomo czy była od tego szczęśliwsza.  Wiadomo jednak, że z mężem i parą przyjaciół tworzyła czworokąt erotyczny, na fali wolnej miłości lat 70-tych. Fascynuje mnie to tak bardzo, jak domniemany kochanek Tildy Swinton, w pełni akceptowany przez partnera, tak przynajmniej spekulują media angielskie.  Kiedy partner John Byrne opiekuje się bliźniakami, Tilda Swinton zabiera swojego kochanka Sandro Koppa na plany filmowe i przyjęcia. Bardzo ładnie się razem prezentują.

Przekładaniec w moim ulubionym smaku

Vivian Maier Diane Arbus Szereg moich obrazów z lat 2006-2008 był zainspirowany zdjęciami Diane Arbus. O Vivian Maier usłyszałam niedawno.  Biografia Arbus, w którą namiętnie się wczytywałam, o mały włos nie przyprawiła mnie o depresję. Oglądając dokument poświęcony życiu i twórczości Vivian Maier w drodze z Torunia do Warszawy: maniaczka, obsesja, ból, gdzie zapodziała się jej kobiecość? Oj mrocznie. Jedna znana, druga zapomniana.  Amerykanki, Diane żydowskiego pochodzenia, urodzona w rodzinie futrzarza.  Żona uprzywilejowana, niezbyt szczęśliwa w małżeństwie. Na fali wolnej miłości  próbowała urozmaicać pożycie  w gronie przyjaciół, zakończyło się rozwodem.  Rodzina Vivian wyemigrowała z francuskiej wioski, położonej gdzieś w górach. P rzez całe życie  była nianią. Nigdy nie założyła rodziny. Przez niektórych pracodawców podejrzewana o skłonności socjopatyczne, bo trudno było przeoczyć jej zamknięcie i neurotyczność z jaką doczyszczała sprzęty i dzieci.  Obie poza rolą, poz