Przejdź do głównej zawartości

Jaja Simone de Beauvoir


Chińczycy promują jajo na twardo jako zdrową i odżywczą przekąskę, która utrzyma przy życiu każdego przez jeden dzień, a nawet dłużej.  Zarówno Simone de Beauvoir jak i Sartre być może o tym nie wiedzieli, ale kiedy już przepili wypłatę sięgali po nie w czasie swoich popołudniowych posiedzeń z czytaniem, pisaniem i rozmawianiem.

Jak ugotować jajo na twardo
Weź jedno jajo najlepiej od kury z wolnego wybiegu. Umyj. Włóż do emaliowanego, białego kubeczka. Zalej zimną wodą. Gotuj na małym ogniu od zagotowania i pierwszych bąbli przez 4 minuty. Obierz i zjedz w całości, najlepiej posypane solą kłodawską, która oprócz zdrowotnych, ma również właściwości egzorcyzmujące. Delektuj się nawet jeśli nie masz swojego Sartrea. 

Na Krupówkach kupiłam dwa oscypki, parę różowych skarpet z parzenicą i magnes. Poszłam na kawę do Domu Handlowego Granit. Na piątym piętrze jest kawiarnia Tygodnika Podhalańskiego. Taras z pięknym widokiem na całą panoramę Tatr i bardzo dużo słońca, które tu przysmala jakby mocniej. 

Dom Handlowy Granit, poniżej widok z tarasu, Zakopane, 2019, fot. MW


Zamówiłam kawę i czytałam tekst o Simone de Beauvoir w Wysokich Obcasach Extra. Była wyzwolona to fakt. Włożyła bardzo dużo wysiłku w to, żeby wyrwać się z mieszczańskiego paradygmatu wiernej i usłużnej żony. Ale jak przyglądałam się jej portretom, to nie jestem pewna, czy tam siedzi szczęśliwa kobieta.

fot. https://www.bbc.co.uk/

Ówczesne feministki odrzuciły sporą część kobiecości, a nawet jej zaprzeczały. Żeby ktokolwiek się z nimi liczył, musiały przewyższać mężczyzn intelektualnie i głośno krzyczeć, tak po męsku, żeby świat je usłyszał. Teraz, kiedy idolka wyzwolenia kobiet nie żyje już od ponad trzydziestu lat, zastanawiam się, czy to nasze wyzwalanie się mogło pójść jakoś inaczej. Simone przecierała szlaki również dla mnie i w moim imieniu stawiała się światu. Ciekawe jest to, że z perspektywy Żoliborza i Mokotowa, nie mówiąc o Saskiej Kępie zrobiła dla kobiet dużo. Wiele z nas zaczęło dbać o siebie, spełniać swoje zachcianki i potrzeby. Wiele z nas stworzyło rodziny, w których pary żyją bez ślubu, mają dzieci, a nawet uczą je w domu, nie jedzą kotletów, razem chodzą na marsze równości i jeśli tylko mają taką fantazję – nie obchodzą świąt. Bo nie każdy marzy o tym, żeby lepić pierożki albo wypiekać idealne ciasta. To znaczy wiele z tutejszych dziewczyn dba o dom, robi wypieki i konfitury, ale pieką, bo lubią, a jak nie lubią, to nie pieką. Niby oczywiste, ale tylko tu pomiędzy Żoliborzem i Mokotowem, nie mówiąc o Saskiej Kępie. Można powiedzieć, że te dziewczyny skorzystały z wyzwolenia, które podarowała im Simone de Beauvoir, ale odzyskały też sporo utraconej w feministycznych bojach kobiecości. Tak zbliżyły się do ideału – kobiety zrealizowanej zawodowo, wyszczekanej matki, która piecze ciasta i dobrze się rucha.

A co z małymi miejscowościami, w których kobiety wcale nie są takie wyzwolone. Angażują się w rodzinę, zapominając o sobie. W małych miejscowościach jest przyzwolenie na to, żeby kobieta nie miała zainteresowań. Grunt, że ma je mąż, a ona dla rozweselenia siebie i innych może zawsze upiec szarlotkę. Takie kobiety słuchają swoich głupio-mądrych mężów i coraz rzadziej zastanawiają się nad tym, co robią dla siebie i dla innych, innego niż klepanie schabowego.  Lubisz klepać schabowego? Klep nawet mielone, ale nie uklepuj przy okazji kuzynki i sąsiadki, które jednak się trochę odważyły, zapisały się portalu randkowego, udzielają się lokalnie i realizują swoje hobby, no i robią coś pożytecznego ze swoim życiem – pożytecznego dla siebie. Emancypacja nie idzie równym ściegiem i nie zawsze do przodu, czasem musi się cofnąć i to jest dobry moment, żeby te kobiety, które zapomniały o sobie, o tym czym dysponują i co mogą dać światu, jeszcze raz siebie zapytały, czy rzeczywiście są takie szczęśliwe i zadowolone z życia.

Z dziesięć lat temu odwiedziła mnie w pracowni starsza pani, Polka z Francji ze swoją wnuczką. Spokojnie mogłaby znaleźć się w feministycznym orszaku Simone. Jej klasyczna garsonka i toczek w panterkę, mówił, że jest kocicą, która nie raz stanęła po swojej stronie i nie bała się mówić o rzeczach, które jej się nie podobają. Miałam opowiedzieć jej wnuczce o Henryku Tomaszewskim, ale rozmowa zeszła na inne tematy i babcia bojowo zaczęła wypytywać mnie o to, co robię dla sprawy kobiet i czy jestem pożyteczna. Na koniec powiedziała, że ktoś taki jak ja powinien się udzielać, a na koniec już trochę srogo, że to jest mój obowiązek.

Siedzę sobie pod wielkimi modrzewiami. Słońce zaraz zajdzie za górę. Wieje wiatr zmian, a to zrobiła Simone raczej się nie zmarnuje przynajmniej pomiędzy Żoliborzem i Mokotowem, nie mówiąc o Saskiej Kępie. 

Monika Waraxa




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fantazja o Michelu Houellebecqu

  Wiem, że życie to jest gra, czy coś w rodzaju teatru. Choć odgrywanie pewnych scenek jest bardzo bolesne. Często sobie z tego kiepkuję, traktując trudne przeżycia, których dostarczają mi bliscy, jako dobry temat do tego, żeby to opisać.  Myślę, że robiło i robi tak wielu twórców. Nawet mój ukochany Houellebecq. Niedawno, czytając „Wrogów publicznych” (2008), dowiedziałam się, że opisując matkę Adriana – puszczalską hipiskę, w „Cząstkach elementarnych”, miał na myśli swoją rodzicielkę. Tak przynajmniej odebrała to Lucie Ceccaldi, która zostawiła małego Houellebecqa pod opieką dziadków. Czym jak się okazuje ją rozsierdził.  Wydała więc biografię „L'innocente: ecrit” (2008) (w wolnym tłumaczeniu: niewinność przemówiła), w której odnosi się do tego, kim jest jej syn. Houellebecq we „Wrogach publicznych” (wymiana listów między nim a Bernardem-Henri L é vym) komentując jej książkę, stara się dystansować do tematu, ale czuć, że go to dotknęło. Jako dziecko przeżył zawód, troch...

Przekładaniec w moim ulubionym smaku

Vivian Maier Diane Arbus Szereg moich obrazów z lat 2006-2008 był zainspirowany zdjęciami Diane Arbus. O Vivian Maier usłyszałam niedawno.  Biografia Arbus, w którą namiętnie się wczytywałam, o mały włos nie przyprawiła mnie o depresję. Oglądając dokument poświęcony życiu i twórczości Vivian Maier w drodze z Torunia do Warszawy: maniaczka, obsesja, ból, gdzie zapodziała się jej kobiecość? Oj mrocznie. Jedna znana, druga zapomniana.  Amerykanki, Diane żydowskiego pochodzenia, urodzona w rodzinie futrzarza.  Żona uprzywilejowana, niezbyt szczęśliwa w małżeństwie. Na fali wolnej miłości  próbowała urozmaicać pożycie  w gronie przyjaciół, zakończyło się rozwodem.  Rodzina Vivian wyemigrowała z francuskiej wioski, położonej gdzieś w górach. P rzez całe życie  była nianią. Nigdy nie założyła rodziny. Przez niektórych pracodawców podejrzewana o skłonności socjopatyczne, bo trudno było przeoczyć jej zamknięcie i neurotyczność z jaką doczyszczała sprz...

Wielka koniunkcja

Wczoraj byłam na demonstracji. Kasia sąsiadka mnie zabrała. Potem się rozdzieliłyśmy, a ja zanurzyłam się w czymś, na co czekałam od wielu lat. Pierwszy raz w moim życiu czułam, że spotykają się różne rzeczywistości, które wcześniej były oddzielone. Spacer 28.10, fot. MW Dokładnie rok temu, w Zakopanem czytałam tekst o Simone de Beauvoir w „Wysokie Obcasy Ekstra” i to mnie zasmuciło , bo przypomniało mi, że jej świat jest bliski wyzwolonym kobietom z Mokotowa i Saskiej Kępy oraz Żoliborza, ale nie dziewczynom z Olsztynka, miasteczka z którego pochodzę, a ważne kwestie samorealizacji, spełnienia i szczęścia kobiet, wciąż dotyczą tylko garstki wybranych. We wtorek była rocznica śmierci mojego taty i byłam w Olsztynku. Wieczorem, we wtorek 27 października, przy ratuszu demonstrowało chyba ze sto osób, może więcej. To, co dzieje się w Warszawie, wydarza się również tu. Na widok skandujących mieszkanek Olsztynka, które idą główną ulicą naszego miasteczka, wybrzmiała powaga i zasięg sytu...