Wczoraj byłam na demonstracji. Kasia sąsiadka mnie zabrała.
Potem się rozdzieliłyśmy, a ja zanurzyłam się w czymś, na co czekałam od wielu lat. Pierwszy raz w moim życiu czułam, że spotykają się różne rzeczywistości, które wcześniej były oddzielone.
Spacer 28.10, fot. MW |
Dokładnie rok temu, w Zakopanem czytałam tekst o Simone de Beauvoir
w „Wysokie Obcasy Ekstra” i to mnie zasmuciło, bo przypomniało mi, że jej świat jest bliski wyzwolonym kobietom z Mokotowa i Saskiej Kępy oraz Żoliborza, ale nie dziewczynom z Olsztynka, miasteczka z którego pochodzę,
a ważne kwestie samorealizacji, spełnienia i szczęścia kobiet, wciąż dotyczą tylko garstki wybranych.
We wtorek była rocznica śmierci mojego taty i byłam w Olsztynku. Wieczorem, we wtorek 27 października, przy ratuszu demonstrowało chyba ze sto osób, może więcej. To, co dzieje się w Warszawie, wydarza się również tu. Na widok skandujących mieszkanek Olsztynka, które idą główną ulicą naszego miasteczka, wybrzmiała powaga i zasięg sytuacji, ale też to, że połączyło się to, co od zawsze było oddzielone.
Niedawno odzyskałam trochę rodzinnych zdjęć. Najbardziej przemówili do mnie mój pradziadek Józef i prapradziadkowie Wincenty oraz Kacper. I to nie jest przypadek, że trafili do mnie akurat teraz. Ich pojawienie się w moim życiu potwierdza to, co zawsze czułam. I dziś wiem, że moja odwaga w robieniu tego, co czuję, płynie z ich wsparcia oraz innych mężczyzn z mojej rodziny.
Dzięki dziadkowi Romkowi, którego podpatrywałam w czasie malowania plakatów i temu, że odziedziczyłam po nim sztalugę i kasetkę z farbami, zaczęłam myśleć o tym, żeby zdawać na ASP. Mój tata za emerytalną odprawę kupił mi wszystkie tomy „Sztuki świata” i stał za mną murem, kiedy inni proponowali, żebym raczej rozejrzała się za pracą, a nie myślała o zdawaniu na studia. Stryj Dulek, rzeźbiarz, przygotował mnie na egzamin na ASP, ale też był coachem i zagrzewał do walki – bo tam, gdzie się wybierałam, kobiety nie miały zbyt wiele do powiedzenia. Stryj Marian w czasie studiów robił mi krosna. Oni wyszkolili mnie na twardzielkę i wojowniczkę. Dzięki nim wiedziałam, że choćby nie wiem co, nie wolno mi się poddać. Tym bardziej, że widziałam smutek babci, mamy i cioć, które z wielu powodów nie mogły realizować się tak jak chciały i miały w sobie tęsknotę za czymś, co było poza ich zasięgiem.
Pradziadek Józef z ziomalami, Petersburg, 1918 |
Bogini się budzi i czuję to już od jakiegoś czasu.
Dowód: kobiety wyszły na ulicę. To co było moją osobistą wizją i marzeniem, stało się faktem w aspekcie politycznym i społecznym, ale przede wszystkim osobistym tysięcy Polek.
W tym mocnym i ogólnopolskim geście spotkały różne rzeczywistości: oficjalna z prywatną, wielkomiejska z małomiasteczkową, bolesna przeszłość
i teraźniejszość. Wiecie dlaczego? Bo to właśnie kobieta ma zdolność łączenia
i jednoczenia. A że akurat teraz każe niektórym wyp...lać, to znaczy, że ma ku temu powody.
Spacer pod Sejm, 28.10, fot. MW |
Tej zmiany nie da się zatrzymać. Kobiety nie biorą odwetu na męskim, tylko odzyskują swoje miejsce, bo nowe czasy wymagają innych jakości. Współpraca wyrasta na miejscu współzawodnictwa, empatia i zrozumienie na deptaniu innych, tworzenie rozkwita w ciasnym światopoglądzie, który obejmuje tylko, to co widać, pomijając to, co się czuje, intuicja oplata to, co racjonalne.
Jak się okazuje, wcale nie jesteśmy takie odklejone od rzeczywistości jak, wydawało się niektórym. Reakcja polskich kobiet pokazuje, że istnieje większa siła niż strach (przed wirusem), która z łatwością pokonuje manipulacje tych, którzy za wszelką cenę chcą utrzymać statu quo. Kto powinien się bać? Ten, kto nie jest gotowy na zmiany.
Wczoraj na spacerze pod Sejm, widziałam w oknach starsze panie, które machały do nas parasolami. Czułam, że jestem częścią ważnej chwili i, że wreszcie spotkały się światy, które tak długo były od siebie oddzielone. Kobiety odzyskały głos. Nareszcie!
Myślę, że dziś cieszy się Victoria Woodhull, Judith Sargent Murray, Simone de Beauvoir, Hélène Cixous, Naomi Wolfe, Bell Hooks, Andrea Dworkin, Malala Yousafzai, Roxane Gay, ale przede wszystkim moja ulubiona Litwinka – Marija Gimbutas, która badała neolityczne kultury matriarchalne, czym narażała się na śmieszność głównie swoim kolegom archeologom. Po latach, okazuje się, że jej tezy były słuszne, a to co zakopane pod warstwą przekłamanej historii wychodzi teraz na światło dzienne.
Przez Polki, przemówiła tłamszona od zawsze uniwersalna siła – moc energii żeńskiej.
Dzisiejsza sytuacja pokazuje, że nic mi się nie wydawało, a niesprawiedliwość, którą czułam mi się nie przywidziała oraz, że jednak nie przesadzam. Dziś moja wrażliwość i sposób widzenia świata łączą się ze wszystkimi Polkami i z siłą Bogini, która budzi się z długiego snu. Ten przedwieczny archetyp znalazł odbicie w rzeczywistości. Na naszych oczach rodzi się nowy świat, który ma twarz kobiety.
Monika Waraxa, 29.10.2020
Komentarze
Prześlij komentarz
Dzięki za odzew!