Przejdź do głównej zawartości

Ryba Williama Blake`a

John i Brynee


John wrócił wczoraj na weekend. Londyn w piątki huczy od radości i pijaństwa. Na Soho jest jeden klubik, a za barem pracuje jego znajomy Kubańczyk, który przyjechał do Londynu na tyle dawno, że wie jak zapytać – 'what can I get you?'
John i Kubańczyk szwendają się razem po Peckham w poszukiwaniu rybich zapachów. A właściwie to w poszukiwaniu zapachu plaży, sieci oraz matki, która z radością sprawiała złowione przez ojca ryby. Ilekroć próbowała językiem surowego rybiego mięsa, tylekroć dziwiła się, że nie jest słone. Choć nie znała sushi.
Najtańsze sushi serwują po godzinie 3pm na Soho. Tacka sushi za bezcen. Świeże, tanie i co najważniejsze dobre. Niestety nie pamiętam adresu.

Sprawianie ryby jest miłe, zwłaszcza jeśli robi się to w kubańskim słońcu. Matka Kubańczyka używała specjalnego noża-tarki do skrobania rybiej skóry, która po usmażeniu jest najpyszniejsza. Nóż miał podwójne ostrze, z dwoma tarkami. Jedna miała zęby w prawo, druga w lewo. To podwójne ostrze spełniało swoją rolę aż za dobrze. Kubańczyk nieraz, nie dwa, stawał jak zahipnotyzowany przed sklepem na Peckham Rye, który zamiast witryny ma stragan, a na nim ryby. Patrzył powłóczyście jak pomocnik sklepikarza układa ryby. Systematycznie, jedną po drugiej. Równo i beznamiętnie.
John, filtrujący rzeczywistość swoim analitycznym umysłem, mawiał przy tej okazji, że the ryby są numerowane zupełnie jak dobre wino, żeby można je było łatwo odłożyć do właściwej sekcji straganu. 'Numerowan ryba', po dwóch tygodniach, kiedy pachnie już śmierdząco, a jej oczy są mętne, pozbawiana jest łba dla niepoznaki i pakowana z innymi trzema do plastikowego worka. Cztery to szczęśliwa liczba pakistańskich sprzedawców.
Następnie podmrożana dla zabicia zapachu ryba, służy do sprzedaży jeszcze przez kolejne dwa czyli razem cztery tygodnie.

W parku Peckham Rye, William Blake, jako dziesięcioletni chłopak, miał swoją pierwszą wizję. Zobaczył anioła, wplątanego w liście dębu. Potem widział Boga, ale tylko raz. Po czym wizje ustały. Jednak moment, w którym zetkną się z absolutem, sprawił, że poczuł się częścią natury. Podobnych uczuć doświadczyli ci, którzy wybrali się w podróż po orbicie ziemskiej. 
William Blake, wraz z żoną Katherine bez względu na pogodę, ale poza najzimniejszymi miesiącami zimowymi, pojawiał się nago w swoim ogrodzie w Lambeth. Sąsiedzi nie pochwalali tej rutyny, którą rozwijał konsekwentnie przez cztery lata, dopóki się stamtąd nie wyprowadził. Na szczęście z czasem roślinność się rozrosła, oddzielając Blake i jego żonę od obolałych sąsiadów. Przez pierwszy rok sąsiedzi byli bezsilni bo nawet policja nie dyskutuje z osobą, która widziała Boga i anioła.


Kubańczyk wąchał i patrzył, a przed oczyma stawała mu matka w kwiaciastej sukience i zielono niebieskim fartuchu, który przeznaczony był tylko do skrobania ryb. Jak mówiła: niebieski i zielony dobrze komponują się ze srebrzystymi łuskami, golonych namiętnie ryb.
Potem odcinamy łeb, tuż pod skrzelami, wyjmujemy oczy. Głowa, płetwy, kręgosłup będą na zupę. W restauracjach do sprawiania ryb mają trzy noże : nóż tarka do skrobania, ostry nóż o krótkim ostrzu do wybebeszania i długi wąski nóż do filetowania. 
Matka pewnie rozcinała brzuch rybie, tak żeby nie naruszyć pęcherzyka żółciowego, który zabarwiał mięso na gorzko, do wyrzucenia. Nikt tu nie lubi gorzkiej ryby. Takie zwyczaje. Wnętrzności lądowały w wiadrze. Wykorzystamy je na zanętę, mówiła matka Kubańczyka swoim łagodnym i praktycznym tonem. Tata złapie jutro na te wnętrzności kolejne rybki, może nawet jakąś większą.
Najfajniej było wtedy, kiedy przez dwa tygodnie nie mieli w domu kuchenki gazowej i co wieczór smażyli ryby na patyku, a potem na prowizorycznym ruszcie skontruowanym przez ojca.

John właściwie nie wie czy Kubańczyk jest z Kuby. Wyobraził sobie kiedyś, że jest i tak zostało. Strach pomyśleć, co sądzi o Brynee, którą zna od dwóch lat. Od kiedy zaczął studia w Oxfordzie, widują się co cztery tygodnie. A jak idą do klubiku to na drinki Kubańczyka. Teraz całują się namiętniej niż zwykle, nie mówiąc o innych rzeczach. Rozłąka rozpala nawet wychłodzonego Anglika. Kiedy John i Brynee nacieszą się sobą, idą odwiedzić babcię, która zawsze częstuje ich krakersami i dojrzałym cheddarem. Natomiast ciepłą herbatą zaparzaną w czajniczku, z nieaktualnym wizerunkiem królowej Elżbiety, polewa sobie palce lewej dłoni dotknięte reumatyzmem.

Monika Waraxa, 12.12.11



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fantazja o Michelu Houellebecqu

  Wiem, że życie to jest gra, czy coś w rodzaju teatru. Choć odgrywanie pewnych scenek jest bardzo bolesne. Często sobie z tego kiepkuję, traktując trudne przeżycia, których dostarczają mi bliscy, jako dobry temat do tego, żeby to opisać.  Myślę, że robiło i robi tak wielu twórców. Nawet mój ukochany Houellebecq. Niedawno, czytając „Wrogów publicznych” (2008), dowiedziałam się, że opisując matkę Adriana – puszczalską hipiskę, w „Cząstkach elementarnych”, miał na myśli swoją rodzicielkę. Tak przynajmniej odebrała to Lucie Ceccaldi, która zostawiła małego Houellebecqa pod opieką dziadków. Czym jak się okazuje ją rozsierdził.  Wydała więc biografię „L'innocente: ecrit” (2008) (w wolnym tłumaczeniu: niewinność przemówiła), w której odnosi się do tego, kim jest jej syn. Houellebecq we „Wrogach publicznych” (wymiana listów między nim a Bernardem-Henri L é vym) komentując jej książkę, stara się dystansować do tematu, ale czuć, że go to dotknęło. Jako dziecko przeżył zawód, troch...

Przekładaniec w moim ulubionym smaku

Vivian Maier Diane Arbus Szereg moich obrazów z lat 2006-2008 był zainspirowany zdjęciami Diane Arbus. O Vivian Maier usłyszałam niedawno.  Biografia Arbus, w którą namiętnie się wczytywałam, o mały włos nie przyprawiła mnie o depresję. Oglądając dokument poświęcony życiu i twórczości Vivian Maier w drodze z Torunia do Warszawy: maniaczka, obsesja, ból, gdzie zapodziała się jej kobiecość? Oj mrocznie. Jedna znana, druga zapomniana.  Amerykanki, Diane żydowskiego pochodzenia, urodzona w rodzinie futrzarza.  Żona uprzywilejowana, niezbyt szczęśliwa w małżeństwie. Na fali wolnej miłości  próbowała urozmaicać pożycie  w gronie przyjaciół, zakończyło się rozwodem.  Rodzina Vivian wyemigrowała z francuskiej wioski, położonej gdzieś w górach. P rzez całe życie  była nianią. Nigdy nie założyła rodziny. Przez niektórych pracodawców podejrzewana o skłonności socjopatyczne, bo trudno było przeoczyć jej zamknięcie i neurotyczność z jaką doczyszczała sprz...

Wielka koniunkcja

Wczoraj byłam na demonstracji. Kasia sąsiadka mnie zabrała. Potem się rozdzieliłyśmy, a ja zanurzyłam się w czymś, na co czekałam od wielu lat. Pierwszy raz w moim życiu czułam, że spotykają się różne rzeczywistości, które wcześniej były oddzielone. Spacer 28.10, fot. MW Dokładnie rok temu, w Zakopanem czytałam tekst o Simone de Beauvoir w „Wysokie Obcasy Ekstra” i to mnie zasmuciło , bo przypomniało mi, że jej świat jest bliski wyzwolonym kobietom z Mokotowa i Saskiej Kępy oraz Żoliborza, ale nie dziewczynom z Olsztynka, miasteczka z którego pochodzę, a ważne kwestie samorealizacji, spełnienia i szczęścia kobiet, wciąż dotyczą tylko garstki wybranych. We wtorek była rocznica śmierci mojego taty i byłam w Olsztynku. Wieczorem, we wtorek 27 października, przy ratuszu demonstrowało chyba ze sto osób, może więcej. To, co dzieje się w Warszawie, wydarza się również tu. Na widok skandujących mieszkanek Olsztynka, które idą główną ulicą naszego miasteczka, wybrzmiała powaga i zasięg sytu...