Slim Aarons, Truman Capote in his Brooklyn Heights apartment, 1958. |
Fifko kryształowa, chcę cię poznawać
i spijać mądrość z twych ust.
Tylko nie wychodź ze swojego pokoiku.
Jego hipsterstwo i nonszalancję w artystycznym ujęciu kobiety, dziś ocenia się jako niezbyt rajcującą, a kolejne pokolenia celebrytów i rentierów z Monte Carlo, zawłaszczyło sobie splendor hedonisty nieodwołalnie.
Truman oczywiście jako wnikliwy obserwator i wizjoner, zauważył to nowe zjawisko, dużo wcześniej niż inni. Kiedy zwyczajowo zasiadał na rogu 75 i 86 Alei, w obskurnym bark, obserwował rzeczywistość popijąc ohydną kawę. Bo jak sam mawia bystre oko zuważy zmiany globalne w skali lokalnej. Obserwował ludzi i ich rosnącą witalność intelektualną. To przeczucie, intuicja pewnego poranka zaiskrzyła w kontakcie z niepozorną grupą pięciu facetów, którzy w barku spotykali się regularnie od dwóch tygodni na tłuste śniadanie. Co bardzo intrygujące po każdym posiłku do ich rozmowy zakradał się jakiś drobny wątek kulturalny. Pewnego razu pochylili się nad reprodukcją Mleczarki Vermeera w New Yorkerze. Ich uwagi były zaskakująco świeże, a spostrzeżenia trafne. Trudno było ich posądzić o przygotowanie merytoryczne, jednak fantazje Trumana popłynęły w kierunku grupy seksownych i awangardowych profesorów z New York University.
To zdarzenie zapanowało nad wyobraźnią Trumana. Szykuje się zmiana na poziomie społeczny – pomyślał.
Niestety Agent Provocateur z przyczyn technicznych i zawodowych nie dojechał na umówioną z dużym wyprzedzeniem lekcję metafory do Trumana. Niestety nie udało się również ustalić drugiego, ani też trzeciego terminu spotkania, który byłby korzystny dla obu stron. Jak już pisałam wcześniej Truman jest dosyć pamiętliwy, całą sytuację przeżył więc dosyć ciężko i ostentacyjnie odmówił dalszej współpracy. Organizatorzy projektu po stronie amerykańskiej interweniowali, próbując udobruchać Trumana tureckimi daktylami, ale szansa na wspólną pracę została stracona. Agent Provocateur wpadł z deszczu pod rynnę bo jedynym wolnym pisarzem w tamtym momencie był Henry Miller, który zamiast w metaforę wpędził naszego plastyka w stronę mrocznej i zwierzęcej seksualności, zapewniając, że to działa zawsze i wszędzie.
Wróćmy do baru z ohydną kawą.
Kwietniowy poranek i nowy telewizor w barze, to znaczy stary, który ktoś w nocy zostawił pod drzwiami. Rano tego dnia, w programie News America pojawiło się podsumowanie projektu i prezentacja pracy duetów interdyscyplinarnych. W zbitce obrazów padło nazwisko Agent Provocateur, a zaraz potem pojawiły się duże różowe, plastikowe piersi kobiece falujące na wodzie.
Pamiętacie grupę robotników, którzy pochylali się nad Vermeerem? Jeden z nich zaprzyjaźnił się z Trumanem. I jak się okazało bardzo skutecznie zapoznał go z dynamiką i możliwościami dobrze dobranej metafory. Co zaowocowało spektakularnym wyjściem Trumana z niemocy twórczej i wydaniem Śniadania u Tiffany`iego.
– Na moje oko to hedonista – zaserwował Jim.
– A Polska to nie seksistowski kraj? – zapytał czujnie Truman, zachwycony zaskakującą uwagą Jima. Jim tylko pokiwał głową i głośno skosztował ohydnej jak zwykle kawy.
Relax & Luxus, Sopot, 2012 |
Komentarze
Prześlij komentarz
Dzięki za odzew!