Przejdź do głównej zawartości

Historia pewnego banana



Pizza time to nie jest dokładnie to, co w noc Oskarową chciałaby usłyszeć Angelina Jolie.
Od czasów pewnej dziwnej sytuacji z dzieciństwa, Angelina nie jada posiłków publicznie, zwłaszcza, kiedy w pobliżu znajduje się aparat fotograficzny.
Jedna sytuacja, mała scenka, detal, który mógłby pozostać mglistym wspomnieniem z czasów podstawówki, ukształtował Angelinę nie tylko w perspektywie gastrycznej, ale też w kierunku jej upodobań erotycznych, postrzegania świata oraz poglądów na gender.

Springfield to stolica Illinois i miejsce, gdzie do szkoły podstawowej uczęszczała Angelina. Stan Illinois sąsiaduje z Indianą i Missouri. To drugie co do wielkości skupisko Polaków. Oprócz tego nie ma tam nic ciekawego. No może poza wielkim cmentarzyskiem Indian Dickson Mounds w pobliżu Lewistown, gdzie zresztą Angelina razem ze swoim bratem jeździła na rekonesans. 

W tej historii interesuje has tylko jeden konkretny Polak o imieniu Tom lub Tomek. 
Kiedy Angelina jeździła na cmentarne wycieczki z bratem, Tom bawił się z kolegami na podwórku, jego mama smażyła schabowe, ojciec ciężko pracował w pobliskiej fabryce gumy arabskiej, a jego młodsza siostra planowała wylądować na ziemi dopiero za rok.
Kiedy rodzina Toma wyemigrowała pod koniec lat osiemdziesiątych do Stanów Tom miał 10 lat i wielką trudność z lingwistyczną adaptacją. Dwa razy zmieniał szkołę. Cały ten trudny proces wdrażania w amerykański system szkolnictwa, kosztował go rok i ten rok właśnie powtarzał w klasie Angeliny. 

W polskiej podstawówce dzieci z klasy nazywałyby go ojcem, a tu w Springfield był po prostu przerośniętym emigrantem, który nie zdał do następnej klasy. Mimo trudności językowych Tom charakteryzował się czymś, co przyciągało do niego ludzi. W podstawówce byli to głównie koledzy. Był zawadiacki, spontaniczny, sztubacki i psotny. Angelina w tamtych czasach miała jeszcze trochę żabowatą twarz, ale wnikliwy obserwator mógł dostrzec w tej młodej, nieukształtowanej twarzyczce prawdziwą piękność. 

Trudno powiedzieć jak wtedy odbierał ją Tom. Z punktu widzenia dorosłych był nią zafascynowany. Z jego chłopięcej perspektywy lubił ją bo miała długie włosy, dobre do ciągnięcia. Tylko hipotetycznie oczywiście ponieważ takie zachowania w amerykańskiej szkole nie wchodziły w grę. Dodatkowo zapach Angeliny, kojarzył mu się z szarlotką babci. Nie okazywał jej szczególnego zainteresowania, nie opowiadał o niej kolegom. Generalnie w tym wieku wiele pozostaje w sferze niedomówień, domysłów i marzeń. W myślach spędzał z nią czas, kłócił się z nią, częstował schabowym, opowiadał o babci, oglądał plamy na asfalcie, zastanawiał się gdzie chowa się tęcza oraz co daje szczęście człowiekowi. W świecie rzeczywistym mówił jej cześć, ale niezbyt często bo ich szafki były daleko od siebie. Zresztą dla Toma to był czas, kiedy myślał równie dużo o innych sprawach, na przykład o tym dlaczego w Polsce sklepowe pułki wyglądały inaczej niż tu, albo dlaczego Amerykanie tak się cieszą ze wszystkiego. A trudności językowe spychały go jeszcze bardziej na poziom spekulacji myślowych. Dla świata zewnętrznego mógł więc wydawać się trochę nierozgarnięty.

Pewnego razu w czasie lunchu, Angelina zamiast zwyczajowego jabłka, wyjęła ze swojego czerwonego pudełka banana. Tom siedział akurat przy stoliku obok razem z kolegami. 
W jednej sekundzie nałożyły mu się w głowie dwa obrazy: interesującej choć żabowatej Angeliny i wujka Zdzicha, który wczoraj po obiedzie opowiadał jakiś dziwny żart o bananie, po którym tata śmiał się bardzo głośno, a mama się zdenerwowała. Potem wydarzenia potoczyły się już błyskawicznie. Tom opowiedział kolegom dowcip o bananie swoimi słowami. Trzeba podkreślić, że kontekst jego wersji był daleko bardziej niewinny od wersji wujka i wcale nie śmieszny, ale w kontekście Angeliny jedzącej banana okazał się na tyle sugestywny, że wszyscy jednym chórem parsknęli śmiechem, zupełnie bez sensu. 

Z perspektywy niedojrzałej Angeliny był to czyn okrutny. Była zupełnie zaskoczona i kompletnie bezbronna, z połową banana w ręce, którego zresztą już nie dojadła. Ich powielona chłopięcość i tajemnica kontra jej pojedynczość, zaskoczenie i nieświadomość. My wiemy, że sytuacja z bananem była wstępem do pewnej inicjacji, której w tamtym momencie ani Angelina ani Tom nawet nie przeczuwali.

Angelina w pierwszym odruchu straciła apetyt na banany, ale w dłuższej perspektywie czuła się dziwnie, kiedy miała zjeść coś w towarzystwie kolegów i koleżanek. Trudno interpretować chudość dorosłej Angeliny w kontekście scenki z bananem. Jedno jest pewne Angelina nie jada publicznie. Brad na początku ich znajomości pochylił się nad tym ekscentryzmem, ale po ośmiu latach związku zdarzało mu się czasem przekąsić coś publicznie.

Z mojego punktu widzenia ta wieloletnia asceza żywieniowa (przynajmniej w aspekcie publicznym) podkreśla jeszcze bardziej pomnikowość i niematerialność Angeliny. Zupełnie jakby była z innego świata. Im bardziej nie je tym bardziej zamienia się w zjawisko. 
Przerażające jest również to, że zupełnie przypadkowe wydarzenia mają na nas tak ogromny wpływ.

Podążając za słowami mistrza zen Willigisa Jägera nasze planowanie i ustalanie czegokolwiek poza tym, co zjemy na lunch jest więc śmieszne. 


Monika Waraxa, 6/03/14, Londyn

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Trójkąt

Sandro Kopp, Tilda Swinton, pastel Nie złapię szklanki ręką zatłuszczoną kremem. Moje ulubione spodnie letnie w panterkę rozrywają się w kroku, co to może znaczyć? Czy trójkąt może być szczęśliwy? Trójkąt miłosny niezbyt, bo nie wszystkie wątki są tu jawne i zwykle ktoś cierpi. W przypadku Tildy Swinton, jej kochanka i partnera, to raczej związek trojga, w którym wszyscy się odnajdują. Richard Avedon powtarzał, że Diane Arbus mu imponuje, zwłaszcza na jej pogrzebie. Popełniła samobójstwo, ale nie wiadomo czy była od tego szczęśliwsza.  Wiadomo jednak, że z mężem i parą przyjaciół tworzyła czworokąt erotyczny, na fali wolnej miłości lat 70-tych. Fascynuje mnie to tak bardzo, jak domniemany kochanek Tildy Swinton, w pełni akceptowany przez partnera, tak przynajmniej spekulują media angielskie.  Kiedy partner John Byrne opiekuje się bliźniakami, Tilda Swinton zabiera swojego kochanka Sandro Koppa na plany filmowe i przyjęcia. Bardzo ładnie się razem prezentują.

W ruchu wszystko się wyładnia

Hozier–hose–'wąż wodny', ale wrażliwy. Trubadur, śpiewa o wiecznej miłości, ponad grobem. Lisach nadgryzających ciało, ale to nie szkodzi, bo miłość jest wieczna. Prosi, żeby matka nie jęczała mu nad głową. Ta też potrafi być wieczna. A w scenerii raczej intymnej przemawia: Kochanie, jest coś tragicznego o tobie/w tobie, Coś magicznego. Zgadzasz się?  dopytuje. Śpiewanie go wyładnia. Wręcz rysy mu się zmieniają. I zęby jakby prostsze, włosy falują, miękko się układają, tańcząc wokół czoła. A potem jak opowiada o śpiewaniu, to jakby ktoś inny. No ale z drugiej strony bez człowieka nie byłoby grania. Syreni śpiew, choć męski. Gdzie to nas zabierze? Do tajemnicy i krainy wiecznej szczęśliwości. A nie jest to dom pogrzebowy. Siergiej Połunin zatańczył niby swój ostatni taniec do Take Me to Church . Tym smutniej, bo tańczy, że płynie. Na szczęście tańczy dalej. Jak te wrażliwości się zgadzają! Jeden tańczy, drugi śpiewa, obaj w ruchu. No aż miło p

Krople czekolady

Kiedy miłość twojego życia okazuje się być pustą zdzirą, nie płacz. Kiedy wróg ma cię w garści, nie umieraj. Kiedy nie możesz wyrazić bólu, czuj. Iggy Pop, fr. Chocolate Drops ,  z płyty Post Pop Depression Iggy Pop, dzięki uprzejmości internetu Film pod tytułem Dobry mieszczanin, nie byłby o nim. W piosenkach z ostatniej płyty Post pop depression  Iggiego Popa, przeważają gorące r ytmy lat siedemdziesiątych, przywodzące na myśl melodie z lokalu ze striptizem, w którym od lat tańczy ta sama dziewczyna. Biednie, zgrzebnie, ma się wrażenie, że życie toczy się gdzie indziej. Albo rytm piosenki w scenie z filmu Away We Go , Sama Mendesa, w której bohaterka od-tańcowuje stratę po śmierci swojego nienarodzonego dziecka. Lub scenka w sypialni pary, która przeżywa kryzys. Żona rozbiera się dla męża w rytm Chocolate Drops i choć nie wie, co będzie dalej, próbuje. W  refrenie, gówno zamienia się w krople czekolady, więc może akurat. Iggy Pop doświadczony, wyżyłowany. Chudy od nark