Pizza time to nie jest dokładnie to, co w noc Oskarową chciałaby usłyszeć Angelina Jolie.
Od czasów pewnej dziwnej sytuacji z dzieciństwa, Angelina nie jada posiłków publicznie, zwłaszcza, kiedy w pobliżu znajduje się aparat fotograficzny.
Jedna sytuacja, mała scenka, detal, który mógłby pozostać mglistym wspomnieniem z czasów podstawówki, ukształtował Angelinę nie tylko w perspektywie gastrycznej, ale też w kierunku jej upodobań erotycznych, postrzegania świata oraz poglądów na gender.
Kiedy Angelina jeździła na cmentarne wycieczki z bratem, Tom bawił się z kolegami na podwórku, jego mama smażyła schabowe, ojciec ciężko pracował w pobliskiej fabryce gumy arabskiej, a jego młodsza siostra planowała wylądować na ziemi dopiero za rok.
Kiedy rodzina Toma wyemigrowała pod koniec lat osiemdziesiątych do Stanów Tom miał 10 lat i wielką trudność z lingwistyczną adaptacją. Dwa razy zmieniał szkołę. Cały ten trudny proces wdrażania w amerykański system szkolnictwa, kosztował go rok i ten rok właśnie powtarzał w klasie Angeliny.
Trudno powiedzieć jak wtedy odbierał ją Tom. Z punktu widzenia dorosłych był nią zafascynowany. Z jego chłopięcej perspektywy lubił ją bo miała długie włosy, dobre do ciągnięcia. Tylko hipotetycznie oczywiście ponieważ takie zachowania w amerykańskiej szkole nie wchodziły w grę. Dodatkowo zapach Angeliny, kojarzył mu się z szarlotką babci. Nie okazywał jej szczególnego zainteresowania, nie opowiadał o niej kolegom. Generalnie w tym wieku wiele pozostaje w sferze niedomówień, domysłów i marzeń. W myślach spędzał z nią czas, kłócił się z nią, częstował schabowym, opowiadał o babci, oglądał plamy na asfalcie, zastanawiał się gdzie chowa się tęcza oraz co daje szczęście człowiekowi. W świecie rzeczywistym mówił jej cześć, ale niezbyt często bo ich szafki były daleko od siebie. Zresztą dla Toma to był czas, kiedy myślał równie dużo o innych sprawach, na przykład o tym dlaczego w Polsce sklepowe pułki wyglądały inaczej niż tu, albo dlaczego Amerykanie tak się cieszą ze wszystkiego. A trudności językowe spychały go jeszcze bardziej na poziom spekulacji myślowych. Dla świata zewnętrznego mógł więc wydawać się trochę nierozgarnięty.
W jednej sekundzie nałożyły mu się w głowie dwa obrazy: interesującej choć żabowatej Angeliny i wujka Zdzicha, który wczoraj po obiedzie opowiadał jakiś dziwny żart o bananie, po którym tata śmiał się bardzo głośno, a mama się zdenerwowała. Potem wydarzenia potoczyły się już błyskawicznie. Tom opowiedział kolegom dowcip o bananie swoimi słowami. Trzeba podkreślić, że kontekst jego wersji był daleko bardziej niewinny od wersji wujka i wcale nie śmieszny, ale w kontekście Angeliny jedzącej banana okazał się na tyle sugestywny, że wszyscy jednym chórem parsknęli śmiechem, zupełnie bez sensu.
Z mojego punktu widzenia ta wieloletnia asceza żywieniowa (przynajmniej w aspekcie publicznym) podkreśla jeszcze bardziej pomnikowość i niematerialność Angeliny. Zupełnie jakby była z innego świata. Im bardziej nie je tym bardziej zamienia się w zjawisko. Przerażające jest również to, że zupełnie przypadkowe wydarzenia mają na nas tak ogromny wpływ.
Podążając za słowami mistrza zen Willigisa Jägera nasze planowanie i ustalanie czegokolwiek poza tym, co zjemy na lunch jest więc śmieszne.
Monika Waraxa, 6/03/14, Londyn
Komentarze
Prześlij komentarz
Dzięki za odzew!