Przejdź do głównej zawartości

Wszystko się może zdarzyć


źródło: www.indiewire.com
Dlaczego w czasie seansu Patersona obok mnie siedzieli kinomaniak, który świecił telefonem co półgodziny i pani oblana perfumami z kociego piżma, które docierały do moich zatok z pominięciem nosa? Nie wiadomo, może więc i bez odpowiedzi pozostanie pytanie dlaczego wzruszyła mnie scena końcowa?

Dwie godziny prawie bezruchu, bez zwrotów akcji, bo nie jest to teledysk, choć Jarmusch lubi muzykę na tyle, że wraz z kolegami z zespołu Sqürel skomponował do filmu ścieżkę dźwiękową.
Plastyczna twarz Patersona, granego przez Adama Drivera wypełnia miejsca, w których mogłaby toczyć się akcja. Aktor przyznał, że w skrypcie scenariusza, w części dotyczącej jego roli, najczęściej pojawiającym się zwrotem było: 'Adam słucha'. Cóż więc było robić.
I niewidzialnym bohaterem filmu obok Patersona jest obserwator, który mógłby przyjść do nas z wolnego od emocji punktu zero albo objawić się jako mnich zen lub jogin, który przyjmuje to, co się wydarza z otwartością, pozostawiając sobie przy tym sporo miejsca i czasu na reakcję lub jej brak.

Innymi kluczowymi czynnościami, którym poddaje się główny bohater są chodzenie i siedzenie przed wodospadem, którego spływająca nieprzerwanie woda uczy nas o trwaniu w upływie. A Bruce Lee mówił: przyjacielu, bądź jak woda. W krajach, w których brakuje wody ludzie są okrutniejsi.
Ale to mimo wszystko słuchanie, pozostaje kluczowe. Formuje ono mięsiste usta Patersona w małą podkowę i już staje się jak dziecko trochę zaciekawiony, trochę nie dowierza. Mina miną, ale obecność jest stuprocentowa.

doktorjohn.com
Śledząc wydarzenia z życia bohatera, możemy się domyślać, że w jego świecie prawdziwie pojęta wolność to świadome wybory, spotykanie się z ich konsekwencjami i odpowiedzialność za siebie. Zamiast ucieczki od rzeczywistości jest wołanie o nią, co zawsze przychodzi łatwiej, tym bez telefonu komórkowego.
Jednak los bohatera widziany oczami człowieka 'zaradnego', będzie ciążył w kierunku bezwolności i poddawaniu się biegowi wydarzeń. Jak to mówią życie bez planu, czyli właściwie bez celu.
Robić to, co się lubi. Brzmi trochę jak hasło ze spranej makatki kuchennej, a jednak to nam się najbardziej opłaca.

Zdjęcie The Stooges, które pokazuje Patersonowi Doc (
Barry Shabaka Henley), przyjazny barman, pytając czy zna i czy warto dać na gazetkę. Gdyby odgrywany przez niego bohater wiedział, że jest postacią fikcyjną i gdyby znał Jarmuscha, domyśliłby się, że Iggy Pop jest postacią z innego świata, który my nazywamy rzeczywistością. Jednak nie wie i nie zna. No ale dzięki temu mamy tu przejście ze świata do świata i tak jest o wiele ciekawiej. Co więcej będzie tu miło przede wszystkim tym, którzy widzieli Gimme Danger lub lubią Iggiego Popa.


Synchronizacja
Nazwy własne, liczby, obrazy, które przewijają się w filmie mogłyby wskazywać na to, że bohaterowie są nią otoczeni. Można by się pokusić o stwierdzenie, iż Jarmusch wyobraża ją sobie jako falę, która przepływa od świata do świata, z głowy do głowy, rezonując w uszach ludzi, tylko pozornie ze sobą nie związanych. Rzeczy pomyślane przez jednych, wybrzmiewają w ustach drugich. Każdy, kto choć raz tego doświadczył, zmierzy się z niemożliwością opowiedzenia o tym.

Marvin (Nellie)
Tu mam mieszane uczucia, tym bardziej, że jego relacja z głównym bohaterem wydaje się nierzeczywista. Czy to kwestia samczej dominacji, czy próba określenia hierarchii w stadzie? Trudno powiedzieć. Pies w każdym razie wykazuje cechy, o które podejrzewać mógłby go tylko człowiek z wielką wyobraźnią– ponadprzeciętna zdolność planowania oraz złośliwość.
Kiedyś wyobrażałam sobie, że pewien znajomy koń tylko czeka na moment, żeby wgnieść mnie swoim bokiem w ścianę boksu. Potem dowiedziałam się, że to nie koń, tylko mój strach przed śmiercią.

Idąc tropem rzeczywistości jako lustra, może i mops, coś tu pokazuje głównemu bohaterowi? Możliwe też, że zasila wątki humorystyczne dla rozładowania patosu, bo koniec końców film zahacza mocno o kwestie egzystencjalne. A może reprezentuje siłę wyższą, która działa nie działając, zgodnie z sobie właściwą logiką, niedostępną ani bohaterom filmu, ani nikomu?

Wszystkich, co trzymają w swoich ustach wyrafinowane języki, prawdopodobnie rozboli szczęka od wynurzeń Patersona, który układa długi i dziwny wiersz o zapałkach. A może nie należy tego brać aż tak dosłownie? W każdym razie osobiście znam jednego tłumacza, który w kinie nie wierzył własnym oczom, podsumowując zabieg Jarmuscha jako rodem z liceum.

Po obejrzeniu Patersona, aż chce się zostać poetą, albo chociaż napisać jeden kilku zdaniowy wiersz...
Człowiek nie kończy się na mięsie.
Jesteśmy częścią większej całości, choć nie zawsze ją widać.
Ostatnio usłyszałam, że dziś młodzi tańczą osobno, a starsi raczej w parach.
Zwątpienie przychodzi częściej do tych, którzy wyobrażają sobie, że są sami na świecie.
Wbrew temu, co mówią niektórzy fizycy, gwiazdy mają na nas wpływ, zwłaszcza te kilkudziesięciokrotnie większe od słońca.
Cieszy mnie istnienie fizyki kwantowej, ponieważ wielu ludziom łatwiej będzie pogodzić się z faktem, że duchowość to nie synonim zagubionego w czasie hipisa.
Odmawiając bycia tu i teraz zawsze ubierzemy się nieadekwatnie do pogody.
Lepiej być Patersonem, niż gryzoniem, który zapomniał już dokąd biegnie.
Dzieci jak wiadomo cieszą się z działania grawitacji, jakby odkryły właśnie tajemną formułę.


Monika Waraxa, 10.1.16






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fantazja o Michelu Houellebecqu

  Wiem, że życie to jest gra, czy coś w rodzaju teatru. Choć odgrywanie pewnych scenek jest bardzo bolesne. Często sobie z tego kiepkuję, traktując trudne przeżycia, których dostarczają mi bliscy, jako dobry temat do tego, żeby to opisać.  Myślę, że robiło i robi tak wielu twórców. Nawet mój ukochany Houellebecq. Niedawno, czytając „Wrogów publicznych” (2008), dowiedziałam się, że opisując matkę Adriana – puszczalską hipiskę, w „Cząstkach elementarnych”, miał na myśli swoją rodzicielkę. Tak przynajmniej odebrała to Lucie Ceccaldi, która zostawiła małego Houellebecqa pod opieką dziadków. Czym jak się okazuje ją rozsierdził.  Wydała więc biografię „L'innocente: ecrit” (2008) (w wolnym tłumaczeniu: niewinność przemówiła), w której odnosi się do tego, kim jest jej syn. Houellebecq we „Wrogach publicznych” (wymiana listów między nim a Bernardem-Henri L é vym) komentując jej książkę, stara się dystansować do tematu, ale czuć, że go to dotknęło. Jako dziecko przeżył zawód, troch...

Przekładaniec w moim ulubionym smaku

Vivian Maier Diane Arbus Szereg moich obrazów z lat 2006-2008 był zainspirowany zdjęciami Diane Arbus. O Vivian Maier usłyszałam niedawno.  Biografia Arbus, w którą namiętnie się wczytywałam, o mały włos nie przyprawiła mnie o depresję. Oglądając dokument poświęcony życiu i twórczości Vivian Maier w drodze z Torunia do Warszawy: maniaczka, obsesja, ból, gdzie zapodziała się jej kobiecość? Oj mrocznie. Jedna znana, druga zapomniana.  Amerykanki, Diane żydowskiego pochodzenia, urodzona w rodzinie futrzarza.  Żona uprzywilejowana, niezbyt szczęśliwa w małżeństwie. Na fali wolnej miłości  próbowała urozmaicać pożycie  w gronie przyjaciół, zakończyło się rozwodem.  Rodzina Vivian wyemigrowała z francuskiej wioski, położonej gdzieś w górach. P rzez całe życie  była nianią. Nigdy nie założyła rodziny. Przez niektórych pracodawców podejrzewana o skłonności socjopatyczne, bo trudno było przeoczyć jej zamknięcie i neurotyczność z jaką doczyszczała sprz...

Wielka koniunkcja

Wczoraj byłam na demonstracji. Kasia sąsiadka mnie zabrała. Potem się rozdzieliłyśmy, a ja zanurzyłam się w czymś, na co czekałam od wielu lat. Pierwszy raz w moim życiu czułam, że spotykają się różne rzeczywistości, które wcześniej były oddzielone. Spacer 28.10, fot. MW Dokładnie rok temu, w Zakopanem czytałam tekst o Simone de Beauvoir w „Wysokie Obcasy Ekstra” i to mnie zasmuciło , bo przypomniało mi, że jej świat jest bliski wyzwolonym kobietom z Mokotowa i Saskiej Kępy oraz Żoliborza, ale nie dziewczynom z Olsztynka, miasteczka z którego pochodzę, a ważne kwestie samorealizacji, spełnienia i szczęścia kobiet, wciąż dotyczą tylko garstki wybranych. We wtorek była rocznica śmierci mojego taty i byłam w Olsztynku. Wieczorem, we wtorek 27 października, przy ratuszu demonstrowało chyba ze sto osób, może więcej. To, co dzieje się w Warszawie, wydarza się również tu. Na widok skandujących mieszkanek Olsztynka, które idą główną ulicą naszego miasteczka, wybrzmiała powaga i zasięg sytu...