Przejdź do głównej zawartości

Paprota

W czasach wiktoriańskiej Anglii panowała prawdziwa paprociowa mania. Każdej jesieni organizowano eskapady, w czasie których do późnych godzin wieczornych, zbierano liście różnych gatunków tej rośliny. Niewątpliwą atrakcją oprócz ich zbierania, była możliwość randkowania. Wtedy, każda tak okazja jak wyprawa do lasu i możliwość bycia sam na sam z ukochanym, była na wagę złota. 

Zerwane pędy składano w specjalnych koszykach, potem przekładano je do kasetek, przykrywano mchem i przechowywano w przydomowych piwniczkach, żeby sprzedać je na wiosnę kolekcjonerom, a było ich wielu.

Czasy obfitowały w naturalistów amatorów. Eksponowali oni swoje okazy w domach lub w ogrodach. W wiktoriańskiej Anglii rośliny miały swoje znaczenie, również praktyczne poprzez swoją symbolikę. Pomagały komunikować uczucia i w tym emocjonalnym zielniku paproć symbolizowała szczerość i skromność.

Wiktoriańska reklama skrobi do prania, źr. Miami University

W owym czasie motyw liści paproci pojawiał się na ceramice, dywanach, zestawach do herbaty, ławkach ogrodowych, a nawet na ciasteczkach. Każdy szanujący się kolekcjoner egzotycznych paproci potrzebował "paprociarni" – szklarni, w której mógł eksponować najciekawsze okazy. W niektórych domach budowano specjalne terarium, w którym rosły paprocie, bo wymagały specjalnych warunków uprawy. Hodowano je również na zewnątrz w gotyckich skalniakach. Charles Kingsley chwalił zbieranie liści paproci jako wyjątkowe zajęcie dla wiktoriańskich kobiet, o wiele ciekawsze i zdrowsze, niż czytanie romansów i plotkowanie. A Charles Dickens miał pomysł, żeby leczyć obniżony nastrój jednej ze swoich córek, założeniem paprociarni.


Skamielina paproci, środkowa Jura, źr. Wikimedia

Zach Bush to nietypowy lekarz amerykańskiego pochodzenia, który oprócz trzech specjalizacji, ma inną super moc: słyszy głos Bogini i co rzadkie dla mężczyzn, ma połączenie z Ziemią. W ostatnim wpisie na FB, przypomniał, że biegając przez paprociowe poszycie, powietrze nasyca się prehistorycznym mikrobiomem, a oddychając nim, pobierasz źródłową informację dotyczącą natury. Magia!

Paprotki są dla mnie szczególnymi roślinami właśnie z tego powodu. Kiedy przycinam ich suche pędy, przeczesuję palcami liście, wzbijając w powietrze ich mikrobiom, wyobrażam sobie przedwieczny czas ciszy nie zakłóconej ludzką mową. Widzę jak Pramatka, znana jako Bogini przechadza się po prehistorycznym lesie i nie przytłacza jej ani nadmiar roślin, ani ich wielkość, wręcz przeciwnie. Czasem też wyobrażam sobie, że paproć to świetne schronienie dla leśnych skrzatów lub borsuków, tym bardziej, że kiedyś spotkałam jednego w czasie niedzielnego spaceru ze swoim ojcem. Nikomu o tym nie opowiadaliśmy, bo nikt by nam nie uwierzył.

Pierwszą paprotkę dostałam od siostry, kiedy przyjechała mnie odwiedzić do Warszawy. Kupiła mi ją w supermarkecie razem z ziemią i nawozem. Dziś paprota zachwyca kaskadami zielonego listowia. Drugą dostałam na urodziny. Jest bardziej rosochata (Orliczka kreteńska). Stała na regale z książkami przy drzwiach i chyba jej to nie służyło, dlatego ją od nich odsunęłam i pomogło. Paprotki nie lubią przestawiania, szturchania oraz przeciągów, lubią kiedy dotyka się ich liści, dlatego mile widziane są częste zabiegi pielęgnacyjne. 

Nefrolepis, o pierzastych liściach, znalazłam na śmietniku: z małej, ceramicznej doniczki sterczały dwa kikuty bez liści, a teraz bujnie się zieleni, aż strach pomyśleć, co się stanie, kiedy przesadzę ją do większej doniczki. Ostatnio w moim zaciszu domowym pojawiła się inna paprota – kuzynka twierdzi, że to odmiana królewska – ma wielkie łodygi, które porastają jakby przeskalowane liście.

Paprocie pojawiły się na Ziemi w środkowym dewonie, ok 385 milionów lat temu. Dziś mając świadomość tego, że wiele rzeczy poszło nie tak, a kozackie nastawienie do przyrody zaczyna się na nas mścić, tym bardziej warto popatrzeć na paprotę, pooddychać jej powietrzem i połączyć się z pierwotną, czystą siłą natury.

Monika Waraxa

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przekładaniec w moim ulubionym smaku

Vivian Maier Diane Arbus Szereg moich obrazów z lat 2006-2008 był zainspirowany zdjęciami Diane Arbus. O Vivian Maier usłyszałam niedawno.  Biografia Arbus, w którą namiętnie się wczytywałam, o mały włos nie przyprawiła mnie o depresję. Oglądając dokument poświęcony życiu i twórczości Vivian Maier w drodze z Torunia do Warszawy: maniaczka, obsesja, ból, gdzie zapodziała się jej kobiecość? Oj mrocznie. Jedna znana, druga zapomniana.  Amerykanki, Diane żydowskiego pochodzenia, urodzona w rodzinie futrzarza.  Żona uprzywilejowana, niezbyt szczęśliwa w małżeństwie. Na fali wolnej miłości  próbowała urozmaicać pożycie  w gronie przyjaciół, zakończyło się rozwodem.  Rodzina Vivian wyemigrowała z francuskiej wioski, położonej gdzieś w górach. P rzez całe życie  była nianią. Nigdy nie założyła rodziny. Przez niektórych pracodawców podejrzewana o skłonności socjopatyczne, bo trudno było przeoczyć jej zamknięcie i neurotyczność z jaką doczyszczała sprz...

Nowy humanizm

Baria Almuddin, Libanka z pochodzenia, matka Amal Clooney zawsze była bardzo uduchowiona i intuicyjna. Ograniczone prawo do własnej ekspresji wzmaga ten potencjał prawie wszystkich kobiet Dalekiego Wschodu. Jednak to co „ogranicza” jest relatywne i może być przeszkodą tylko dla niektórych. Kiedy kobiety walczą o prawa innych kobiet do wolności i decydowania o sobie, niektóre z „uciśnionych” mają w głowach pozytywny obraz siebie i swojego życia. Są prze-szczęśliwe, często nie rozumiejąc powodu całego zamieszania. Dlatego pojęcie szczęśliwy niewolnik , które stworzył socjolog Henryk Domański tak dobrze opisuje ich sytuację. Matka Amal to w kontekście społecznym znana dziennikarka. Prezenterka telewizji libańskiej i komentatorka wydarzeń na Bliskim Wschodzie współpracująca m.in.: z BBC, Sky News, CNBC. To ona przeprowadziła ostatni wywiad z Indirą Ghandi, rozmawiała z Billem Clintonem, Tonym Blairem oraz Fidelem Castro. Niewielu jednak wie o jej zainteresowaniach ezoteryką, które wiążą...

Dziewczyna i natura

Choć lubię countryside moje życie zawodowe ściśle związane jest z miastem. Z nim kojarzy się moda, a moda wiadomo, to moja druga skóra. Mam więc w tym temacie dość dobre wyczucie. Choć nawet mi zdarzało się czasem ubrać nieadekwatnie do pogody lub okazji. Jak to mówią bóg lubi równowagę. Nigdy nie zapomnę min farmerów z Norfolk, kiedy pewnego sobotniego popołudnia wkroczyłam do pubu krótkim futerku z białych soboli i wellingtonach, jak mi się wtedy wydawało świetnych na tę okazję bo błoto. Cóż, znieruchomieli na mój widok i patrzyli na mnie jak na przybysza z innej planety. I choć nigdy nikomu o tym nie mówiłam, często się tak czuję.  Po tylu latach bycia częścią show-biznesu przywykłam do takich scenek, tu jednak jakoś dziwnie się poczułam. Może to skala? Niewielu farmerów w małym pubie w kontraście do białego futra? Może to bliskość natury? Kate Moss, dzięki uprzejmości Tumblr A dziś początek burzy magnetycznej. Ból głowy, poddenerwowanie. Może więc to dobry moment, żeby...